wtorek, 7 października 2014

3w1: żel, peeling i maseczka- Clearskin; Avon

Wiem, że ostatni post również był recenzją, ale dziś zupełnie nie miałam ochoty na lanie wody, a tak usiąść, przemyśleć sprawę i opisać wszystkie aspekty produktu to aż przyjemnie. ;)


Co obiecuje producent?
Oczyszcza skórę i kontroluje wydzielanie sebum, wspomaga proces złuszczania naskórka, zmniejsza widoczność niedoskonałości i porów.

Stosowanie i wydajność:
Zalecane stosowanie 1-2 razy w tygodniu. Staram się go trzymać i póki co tubeczka stoi już przeszło miesiąc- z zastrzeżeniem, że używam głównie na twarz i dekolt. Jak z nazwy wynika- mamy przed sobą trzy różne sposoby stosowania:
1. Jako żel- co jest moim zdaniem marnotrastwem kosmetyku, bo tak rozwodniony nie pomoże nam specjalnie.
2. Jako peeling- czyli przyjemne wymasowanie twarzy i spłukanie ciepłą wodą.
3. Jako maseczkę- rozprowadzić na skórze i pozostawić na 3 minuty.

Ja łączę sposób drugi i trzeci- najpierw robię sobie peeling, a następnie zostawiam go na twarzy 2-3 minuty. UWAGA- nie dłużej, ponieważ skóra może szczypać. Spłukujcie dokładnie- przez niedopatrzenie zostawiłam go trochę za płatkami nosa i zupełnie przesuszyłam sobie skórę podczas jedzenia kolacji. ;) Złośliwie wtedy akurat nie szczypało.

Opakowanie, pojemność:
Biała tubka z miękkiego plastiku o pojemności 75ml, srebrno-przeźroczysta zakrętka zgubiła mi się gdzieś w czeluściach łazienki i teraz z powodzeniem zastępuje ją zakrętka od pasty do zębów, którą możecie zobaczyć na zdjęciach.

Konsystencja
Konsystencja dość gęstego kremu, zawiera granatowe drobinki, które umożliwiają wykonanie delikatnego peelingu. Jeżeli za długo przytrzymamy ją na skórze zacznie zasychać i dawać uczucie ściągnięcia- trochę jak maseczki z czarnej glinki.

Zapach
Bardzo intensywny, szczególnie na początku. Trudno mi go zidentyfikować- ziołowo-miętowy, dość orzeźwiający, ale zniechęcający do wsadzania specyfiku do oczu. ;)

Działanie
Jak pisałam w stosowaniu- ja łączę opcję peelingu z maseczką i zostawiam na twarzy na 2-3 minuty. Jeżeli mamy mocno trądzikową cerę, ropę tuż pod skórą- trzeba jak z każdym peelingiem uważać by pryszczy nie rozdrapać. Dodam, że ja stosuję go kiedy czuję pod skórą, że 'coś mi się wylęga' i nie mam ochoty czekać tydzień aż wyjdzie- wolę się z nim rozprawić raz dwa. Tak więc po peelingu nakładam pastę cynkową i 'cieszę się' diodą na środku czoła. ;) Na szczęście dzięki regularnemu stosowaniu (tego i kilku innych produktów do pielęgnacji cery) ich liczba zmniejszyła się z miliona do 1-2 tygodniowo z którymi łatwo sobie radzę.

Opinia 
Z tego magicznego specyfiku jestem bardzo zadowolona, choć wcześniej nie byłam przekonana do produktów 3w1. Regularne stosowanie pozwala spełnić obietnice producenta- oczyści skórę i zmniejszy problemy z czerwonymi natrętami, niestety z wągrami sobie nie radzi (no, nowe nie powstają, ale starych nie usunie;))

Cena 
Cena katalogowa to 14 złotych i jest to moim zdaniem cena przyzwoita, jednak tak jak większość produktów z Avonu można go upolować na przecenach za około 10zł.

Całokształt 4/5

Uff, pierwsza recenzja. ;) A może Wy dodacie coś na temat tego kosmetyku? Któraś z Pań próbowała? :)

czwartek, 2 października 2014

Odżywczy peeling do rąk i stóp z masłem shea- Planet Spa; Avon

Jakiś czas temu pisałam Wam o tym, że zostałam konsultantką Avonu. Pierwsze szkolenie w Centrum Obsługi Konsultantek rozpoczęłyśmy od wypróbowania peelingu do rąk i stóp z masłem shea. Byłam w szoku, wiedziałam, że go kupię i nie będę się mogła go nachwalić.


Co obiecuje producent?
Delikatnie złuszcza i usuwa martwy naskórek, wygładzając skórę rąk i stóp.

Stosowanie i wydajność:
Zalecane stosowanie 1-2 razy w tygodniu. Myślę, że nic się nie stanie, jeżeli skusicie się używać go częściej. Ja używam go kiedy czuję taką potrzebę, nawet 3-4 razy w tygodniu. Każdorazowo wyciskam ilość jak 1/4 orzecha włoskiego- więc na prawdę nie wiele, dzięki czemu jest on niezwykle wydajny i starcza na przeszło 1,5 miesiąca.

Opakowanie, pojemność:
Opakowanie jest śliczne, jestem wielką zwolenniczką prostego, ale eleganckiego designu opakowań Planet Spa, zdecydowanie cieszą oko. Tubka z miękkiego plastiku o pojemności 75ml. Zwracam uwagę na to, że miękka, ponieważ czasami trafiają się tubki, z których wręcz ciężko się wyciska.

Konsystencja
Konsystencja jest kremowa, zawiera drobne drobinki, które bardzo delikatnie, acz skutecznie ścierają martwy naskórek. W czasie masowania kremowa część peelingu się wchłania pozostawiając na skórze nierozpuszczalne drobinki.

Zapach
To moje jedyne ale. Wcześniej masło shea kojarzyło mi się wyłącznie z produktami Organique- które były dodatkowo dopachniane. ;) Tak więc zapach był dla mnie w pewnym stopniu zawodem, choć kiedy się do niego przyzwyczaić- czuć coś pomiędzy orzechami, a czekoladą- to po prostu nie są 'moje' zapachy. ;) Testowałam jednak na dwóch współlokatorkach i pierwsze co powiedziały "Ale cudowny zapach!"- gusta non disputa. ;)

Działanie
Wyciskamy, masujemy 2-3 minuty, do wchłonięcia balsamu, ja następnie zwilżam dłonie wodą lub dokładam innego kremu do rąk by dalej masować drobinkami, ale to już zabieg dodatkowy. ;)) Już po pierwszym użyciu moje dłonie były gładkie jak.. jak.. pupcia niemowlęcia. Tak powiedziała po peelingu jedna z Pań obecnych na szkoleniu i takie określenie wyjątkowo do niego przylgnęło. Byłam zachwycona, ba oniemiała tym jak przyjemne w dotyku mogą być dłonie już po pierwszym użyciu (po peelingu nakładam balsam, o których również wspomnę). Na stopy działa równie dobrze, ja mimo to zostawię ten drogocenny peeling do spracowanych łapek. ;)

Opinia 
Jak możecie łatwo wywnioskować- peelingiem tym jestem zachwycona, jak nigdy żadnym jeszcze nie byłam. Wyjątkowo korzystny stosunek ceny do jakości- szczególnie gdy upolujemy go na przecenie. To była bardzo dobra inwestycja, na pewno nie skończy się na tym opakowaniu. ;)

Cena 
Cena katalogowa to 20zł, ale bardzo często dostępne są w promocjach czy zestawach. Ja mój upolowałam za śmieszne 9 złotych.

Całokształt 5/5 (no, ale ten zapach, pff!)

Uff, pierwsza recenzja. ;) A może Wy dodacie coś na temat tego kosmetyku? Któraś z Pań próbowała? :)

wtorek, 30 września 2014

Lecz student leczo je.

Czasu jeszcze chwilowo aż zbyt dużo. Tak więc powstają mrożonki, które będą ratowały gdy go zabraknie. ;) Tak więc po szybkich zakupach rozsiadłam się w swoim królestwie- kuchni i gotowałam! :) Powstało 10 porcji lecza, które zasiliły studencką lodówkę. 



Przygotowanie go jest banalnie proste- zaczynamy od dokładnego umycia wszystkich warzyw i pokrojenia ich wedle uznania. Pozwólcie, że oprowadzę Was po moim 'procesie'. ;) Wybaczcie średniawą jakość co niektórych zdjęć, ale sztuczne światło w środku nocy robi swoje. 


Zaczynamy od najtwardszych składników, tym razem od posiekania cebuli w piórka. 3 duże cebule, czyli około 0,5kg w zupełności wystarczy. Fear not! Ja sama nie jestem zwolenniczką smaku cebuli, ale w leczo nie czuć jej w ogóle! A co witaminki to witaminki. ;) Na niewielką ilość oleju wrzucamy cebulę i pozwalamy się jej pocić- jeżeli dzielnie się nam opiera, dodajemy trochę wody, co by jej przypadkiem nie przypalić, dusimy pod przykryciem. ;)


Kiedy cebula w garnku woła o pomstę do nieba (a my ją raz po raz mieszamy łopatką), zajmujemy się umyciem i wydrążeniem papryki. O tak jak na powyższym zdjęciu. ;)


Paprykę kroimy w paseczki (ja w dość długie, może je pokroić jeszcze na pół. ;))


I wrzucamy do gara! Zabawa dopiero się zaczyna, a on bezczelny już prawie pełen.. Dolewamy trochę wody, tak by cały czas przykrywała dno garnka, ratując warzywa przed przywieraniem. Dusimy pod przykryciem aż papryka zmięknie.


Cukinię kroimy wzdłuż na połowy...


...a potem kroimy w dość grube pół-plasterki, jak na powyższym zdjęciu zdjęciu.


Jako, że u mnie w garnku miejsca ciągle brakowało, bo papryka kurczyła się bardzo powoli zdecydowałam się potraktować cukinię patelnią. Rozgrzałam olej i wrzuciłam na niego całość cukinii, pozwalając jej sie z początku zarumienić, a potem dusząc ją powoli by stopniowo traciła na objętości. Doprawiamy solą i pieprzem. (Wybaczcie to zdjęcie! :<) 


Pieczarki kroimy w plasterki i wrzucamy do gara z cebulą i papryką. A masz! 


Doprawiamy pieprzem i dolewamy odrobinę wody, o ile brakuje jej na dnie.


Teraz czas na moją 'ulubioną' część- obieranie pomidorów. Każdy ma na to swój sposób, ja nacinam dół pomidora w krzyżyk, zalewam pomidory wrzątkiem na minutkę, czy dwie, pozwalając im się równomiernie wykąpać, po czym wyjmuję i chłodzę, by się nie rozgotowały. Dzięki temu zabiegowi, skórka odchodzi prawie sama- pomagam jej małym nożykiem. ;)


Wydrążamy pomidory pozbywając się nasion i zbędnej wody- w przeciwnym wypadku leczo wyjdzie nam wodniste. Jeżeli zdecydujemy się je zostawić- za kilka chwil konieczne będzie odlanie wody do małego garnuszka, dodanie koncentratu pomidorowego i powolne redukowanie na małym ogniu do czasu uzyskania konsystencji gęstego sosu. 


Siekamy pomidory- kształt nie gra, roli mają być małe, tak by się ślicznie rozpadły podczas gotowania.


Do garnka dorzucamy cukinię i czubatą łyżeczkę koncentratu pomidorowego (niektórzy polecają dodatkowo ketchup dla dodania pomidorowej słodyczy;)).


Podziwiamy prawie końcowy efekt. 


Dosalamy, dopieprzamy do smaku i dodajemy płaską łyżeczkę słodkiej papryki. Generalnie.. każdy niech tu dorzuci te przyprawy co lubi- będzie smacznie! ;)


No i gotowe! Pozwoliłam mu ostygnąć, podzieliłam na 10 porcji jednoosobowych i zamroziłam. Na przyszłość, wystarczy je szybciutko odgrzać i podać z chlebem, ryżem czy makaronem. Z pewnością będę też dodawała czasami usmażoną pierś kurczaka czy kiełbaskę śląską. ;)

Smacznego! ;)




czwartek, 25 września 2014

Jak zarabia student(ka)? - zostań konsultantką.

Sposobów na zarabianie na studiach (czy też  w szkole) jest wbrew pozorom wiele. Z pewnością poświęcę temu kilka postów, których listę będę uaktualniać poniżej.

Dziś chciałabym opowiedzieć Wam w skrócie o pracy jako konsultantka. Osobiście od niedawna jestem konsultantką firmy Avon, przez krótki czas pracowałam w Oriflame, jednak ich kosmetyki, oraz przejrzystość katalogów nie odpowiadają mi tak bardzo jak w Avonie. Dziś odbyłam swoje pierwsze szkolenie w zakresie pielęgnacji cery, przede mną kolejne jutro- z rozwijania biznesu i sprzedaży. Jak by nie patrzeć- same takie szkolenia są dla nas ogromną korzyścią. Są bezpłatne, prowadzone przez ciekawe osoby i naładowane informacjami. Każda nowa konsultantka ma także dostęp do e-szkoleń za pośrednictwem platformy Avonu.



Kariera konsultantki rozpoczyna się od spotkania z Liderem. Na Lidera zostajemy nakierowani z COK (Centrum Obsługi Konsultantek), albo przez znaną nam już konsultantkę (która za polecenie nam Avonu dostaje kosmetyczny gratis ;)). Liderki są osobami kompetentnymi, często siedzącymi w tym biznesie od lat. Mają ogromną wiedzę i zawsze chętnie służą radą. Na moim pierwszym spotkaniu zapoznana zostałam z podstawowymi informacjami o składaniu i kredytowaniu zamówień, optymalnym wykorzystywaniu dodatkowych promocji dla konsultantek itp. Dostałam również kilka gratisowych katalogów, oraz próbek. Zaproponowano mi również udział w najbliższych szkoleniach- na co z chęcią przystałam (bo jak zrozumiecie za pewien czas- uwielbiam wszelkiej maści szkolenia!;)).

Teraz kilka słów o zyskach. Czemu piszę o zyskach, nie o zarobkach? Bo praca konsultantki nie zawsze będzie się z nimi wiązać. Od naszej inicjatywy i zapału zależy ile kosmetyków sprzedamy, a co za tym idzie jaką prowizję dostaniemy. Podstawowa stawka wynosi 15% i rośnie wraz z wartością zamówienia (nawet do 40%!!). Jednak jak już pisałam- korzyść jest nie tylko w gotówce, która zostanie nam w portfelu. Nie będę się rozpływać nad opowieściami, w których praca kształtuje nasz charakter itd itp, ale wiedzcie, że to prawda. Każdy może zostać konsultantką, ale nie każdy się do tej pracy nadaje. Trzeba być osobą otwartą, towarzyską i co bardzo ważne- charyzmatyczną! No nie ukrywajmy- nie jest łatwo skłonić kogoś do wydania kilkudziesięciu (czy kilkuset) złotych na kosmetyki, jeżeli z daleka nie widać, że kasa wyłazi potencjalnej klientce uszami. Jednak co jest dla mnie ważne- w sprzedaży kosmetyków nie chodzi o mydlenie oczu (choć w ofercie Avonu są niesamowite żele pod prysznic!), ale o przekonanie klientki do siebie i kosmetyków tej marki. Nie prowadzimy sprzedaży czyhającej na pomyłkę i naiwność klienta, który podpisuje cyrograf na 48 miesięcy internetu mobilnego, który wbrew przekonującym zapewnieniom Pani z słuchawki wcale nie jest lepszy od tego z którego już korzystają. żeby nie plątać języka tłumacząc o co mi chodzi, podam prosty przykład. Znajdujemy klientkę zaciekawioną ofertą Avonu. Jednak zamiast skupić się na tym co dla klientki z przesuszoną cerą jest najlepsze (przykładowo krem za 39,99zł) skupiamy się na tym co dobre dla nas (krem dla cery tłustej 59,99zł)- nie ma co się oszukiwać z kremu do cery tłustej nasza prowizja będzie wyższa, a klientka przecież i tak się nie zna. Jest tu jednak pewne ALE. Cera sucha + krem wysuszający do cery tłustej = teksańska masakra piłą mechaniczna! Krem nie tylko nie poprawi kondycji skóry klientki, ale może nawet zaszkodzić. Co z tego, że nasza prowizja wzrośnie o te dwa złote, skoro klientka więcej do nas nie zajrzy? Znacznie więcej na tym stracimy, niż zyskamy, ba klientka nic więcej u nas nie kupi, co gorsza o Tobie i kosmetykach Avon pójdzie zła fama. Dlatego aby być dobrą konsultantką, należy znać produkty, które się sprzedaje. To oczywiste, że dwudziestolatka nie będzie w stanie z własnego doświadczenia opisać działania kremu przeciwzmarszczkowego +50, ale spójrzmy prawdzie w oczy- najczęściej kosmetyki sprzedawać będziemy w gronie w którym na co dzień się obracamy, a więc gronie rówieśników. Jednak dla wyjątków (które są potwierdzeniem reguły) wspaniałym wyjściem są szkolenia- dowiadujemy się na nich jakie kosmetyki polecać jakim klientkom, jak najlepiej je dobierać, które łączyć, czy czym się charakteryzują.

Dobra, już Was umoralniłam? Więc przejdę dalej. Znam osoby, które zostały konsultantkami, nie po to by zarabiać na sprzedaży kosmetyków, ale żeby móc je dla siebie kupować taniej. I nie ma w tym nic złego! Avon nie wyrzuci Cię z swoich szeregów, jeżeli miesięcznie nie zbierzesz zamówienia za set złotych. Firma sprzedaje kosmetyki, Ty kupujesz je z minimum 15% zniżką- i wilk syty i owca cała. Ja osobiście od lat korzystam z oferty Avonu i z pewnością się to nie zmieni, gdy już zostałam konsultantką. Ba, boję się, że spowoduje to, że będę wydawała wypłatę z nadwyżką. ;) (PS.: W bocznej kolumnie pojawiła się nowa zakładka "kosmetyki" będą się tam pojawiać informacje o moich nowych nabytkach wraz z subiektywną recenzją).

Jeżeli nadal nie jesteście choć trochę zainteresowane podjęciem tej pracy, nie traćcie już czasu na czytanie poniższych informacji. (tak, tak, zakazany owoc bardziej kusi, wiem.)



Sposoby sprzedaży
Najbardziej popularne są moim zdaniem trzy z nich. Po pierwsze online- tzw. wersja dla leniwych. ;) Polega na założeniu swojego profilu-sklepu na stronie Avonu. Klientki, które robią zakupy przez internet same kompletują zamówienie, które następnie przesyłają do najbliższej wskazanej przez system konsultantki (do założenia sklepu konieczne jest podanie adresu zamieszkania). Kolejną opcją jest sprzedaż bezpośrednia- chyba najbardziej popularna z wszystkich trzech. Polega na rozdawaniu katalogów potencjalnym klientkom, kontaktowaniu się z nimi w celu doradzenia, następnie zebrania zamówienia, złożenia go w internecie, lub bezpośrednio w COK'u, a następnie odebraniu go i dostarczeniu do klientek. Jej zaletą jest możliwość doskonalenia sztuki perswazji na kolejnych klientkach (jak to ładnie brzmi!). No i ostatnia- sprzedaż przez pośredników. Tą też można by podzielić. Katalogi możemy zostawić w miejscach publicznych- u fryzjera czy kosmetyczki- dołączając nasze dane kontaktowe. Panie czekające, aż włosy się pofarbują z chęcią przejrzą świeże katalogi i a nóż widelec coś zamówią? ;) Innym sposobem jest przekazanie katalogów naszym znajomym, którzy obracają się jednak w szerszym towarzystwie- w zamian możemy zaoferować im wybrany produkt z katalogu w podziękowaniu, tudzież po prostu część naszej prowizji.

Kredytowanie
Avon wprowadził bardzo przydatny system kredytowania. Kiedy składamy zamówienie, nie zawsze mamy już zebrane pieniądze od wszystkich klientek, są takie, które wolą płacić przy odbiorze. W takim wypadku opłacenie zamówienia możemy odroczyć na 21 dni od daty wystawienia faktury. Nie obciąża nas dodatkowy procent, a w początkowym terminie współpracy możemy każdorazowo zaciągnąć się na 500zł (oczywiście kolejne zamówienie na krechę składamy dopiero po spłacie poprzedniego!;))

Dostawa
Przesyłka dochodzi do nas w tempie ekspresowym. Możemy skompletować zamówienie w COK (od razu, bez dodatkowych opłat), lub zamawiając ją przez internet- odebrać ją w ciągu 48h w najbliższym COK/paczkomacie, tudzież za opłatą 3,90zł/5,60zł zamówić na wskazany adres. Przy składaniu zamówień przez internet poniżej 160zł należy pamiętać o doliczanej opłacie za małe zamówienie- 10zł. 

Katalog i inne pomoce 
Katalog wychodzi raz na trzy tygodnie, wraz z dodatkowymi mini katalogami, gazetką Focus (promocje tylko dla konsultantek) i ew. gazetkami sezonowymi. Mamy również możliwość zakupu próbek kosmetyków i perfum (1-3zł) oraz mini opakowań kremów itp (ok 9zł).

Dawno się tak nie rozpisałam, jest już środek nocy, opublikowanie tego posta zostawię sobie na jutro (w sumie dziś) bo pewnie z rana wyłapię mnóstwo błędów. Od dwóch godzin nieustannie stukam w klawiaturę. ;) Jeżeli macie jakieś pytania- piszcie koniecznie, z chęcią odpowiem. Czy na przyszłość- pisząc o sposobach zarabiania powinnam Waszym zdaniem się tak rozpisywać, czy może zależy Wam na informacji w pigułce? Za jakiś czas opowiem Wam trochę o funkcji Lidera w Avonie- jutro z pewnością dowiem się ciekawych rzeczy na szkoleniu. ;)




sobota, 20 września 2014

"BYM" groźnie łypie na mnie okiem.

Ostatnio jadąc autobusem przez Gdynię zobaczyłam na bilbordzie reklamę jakiegoś kredytu gotówkowego. Jakiego? Nie mam pojęcia. Nie urzekł mnie jednak jej wyjątkowo niski procent, czy inne sprzyjające warunki, a samo hasło promocyjne, które brzmiało mniej więcej tak:
I poniżej oczywiście zachęta by marzenia spełniać dzięki temu wspaniałemu kredytowi. Ja zaś w ciągu tych kilku sekund kiedy wpatrywałam się w napis górujący nad uliczką zaczęłam myśleć, jak bardzo blokuje nas myślenie 'bym'. Może to tylko moje subiektywne odczucia, jednak kiedy myślę "zrobiłaBYM", "kupiłaBYM", zaraz potem dodaję jakieś ALE. "Bym" wpatruje się we mnie, groźnie marszczy brwi i stoi na drodze do realizacji planów. Wtedy tchórzliwie spoglądam w bok, kopię z onieśmieleniem chodnik, kręcę młynka kciukami i mówię "KupiłaBYM tą piękną sukienkę, ALE nie mam pieniędzy". To zdanie ma podwójnie zgubny wpływ na moją postawę- po pierwsze sukienka ląduje na liście rzeczy nieosiągalnych, a po drugie sama siebie 'wpędzam w ubóstwo'. Kiedy powtarzamy sami sobie co jest z nami nie tak- często sami się w tym utwierdzamy. Co więc powinnam zmienić? Spojrzeć w twarz groźnego BYM i powiedzieć "Kiedy zarobię X złotych, kupię tą sukienkę." Niby nic? Jednak sama siebie nakierowałam na myśl o zarobieniu pieniędzy na wymarzoną sukienkę, a nie na rozpaczanie za nią. Jestem momentalnie naładowana pozytywną energią i gotowa rzucić się w wir pracy, by przybiec tu pędem z pierwszą wypłatą.

Tak więc dziś wypisuję tu w skrócie moje cele- małe i duże, zapominam o stojących mi na drodze utrudnieniach (w tym lenistwie) i biorę się do ich realizacji! To małe ćwiczenie pozwala mi spojrzeć na siebie jako trzecia osoba i to w przyszłości (a bez przenoszenia się w czasie!)
  1. Ćwiczyłabym pracę w glinie i za kilka lat założyła własną pracownię
  2. Nauczyłabym się tańca i tańczyła na wszystkich weselach
  3. Odżywiałabym się zdrowo i schudła kilka kilo
  4. Uczyłabym się hiszpańskiego i opanowała go na poziomie komunikatywnym
  5. Zapomniałabym o leniu i regularnie prowadziła dwa blogi
Oto ja za kilka lat: z własną pracownią, wesoło podrygująca na parkiecie, szczupła i piękna, płynnie paplająca po hiszpańsku i do tego z dwoma kwitnącymi blogami. Podoba mi się! :) Spróbujcie i Wy! Jeśli macie chęć wpiszcie swoje ćwiczenie w komentarzu, jeśli nie, zapiszcie je na kartce, czy u siebie na blogu i zerkajcie na nie często! 

piątek, 19 września 2014

Nowy początek.

Mam na imię Nina. Część z Was zna mnie z mojego drugiego bloga, na którym prezentuję wykonywaną przeze mnie biżuterię "Lore Art". Aby nie mieszać tam za bardzo, postanowiłam założyć drugiego, gdzie będę pisać o zmianach zachodzących w moim życiu, sposobach organizacji czasu i planach na przyszły tydzień, miesiąc czy rok. 


Zdarza mi się przeglądać Wasze blogi- biżuteryjne, parentingowe, kulinarne, czy lifestylowe i myśleć "Jak ja bym chciała tak umieć!", "Co ja bym dała za taką figurę!", "Ta bluzka jest obłędna, kiedyś sobie taką kupię!". To są te bardziej pozytywne myśli, gorzej kiedy zaczynam "Nigdy nie będę tego umiała robić tak dobrze", albo "Z moją skłonnością do brzuszka nigdy nie będę mogła nosić tak obcisłych sukienek..". Wtedy zdarza mi się łapać doła. Patrzę na siebie i widzę 7-latkę ciągnącą Mamę za spódnicę i miauczącą "Jak będę duża, to...". Wtedy myślę "Cholera jasna, przecież jestem już duża! Przynajmniej jako tako!". Na krótką metę dostaję wtedy ogromnego kopa motywacji- ćwiczę i jem zdrowo przez tydzień, zaczynam starannie planować w co się ubiorę, dużo projektuję biżuterii i planuję jakich to technik się nie nauczę w najbliższych dniach. Oczywiście trwa to nieszczęsny tydzień, czy dwa- biorę na siebie zbyt dużo by wytrwać w czymkolwiek. 

Blogowanie stał się dla mnie przez lata nie tylko możliwością prezentowania mojej biżuterii, jest możliwością poznania wspaniałych osób i lepszego zrozumienia samej siebie. Pomaga mi również w dotrzymywaniu obietnic. Świadomość, że ktoś czyta mojego bloga (wiem, ze tam jesteście!), działa na mnie motywująco. Gdy tylko nowe postanowienie pojawi się na blogu odpowiadam w pewnym sensie nie tylko przed samą sobą, ale również przed Wami.
Teraz kiedy wyruszam na studia, w 'nowe, samodzielne życie'- obiecuję poprawę. Czytałam, że nie potrzeba nawet całego miesiąca by zacząć wyrabiać sobie nawyk, więc w ciągu najbliższego roku biorąc się za bary z jednym postanowieniem na raz jestem w stanie poprawić się w ponad 12 aspektach! Z jednej strony ambitnym może się to wydawać nie za wiele, ale kiedy pomyślę, że po studiach mogłabym zmienić swoje podejście, czy przyzwyczajenie w 60 różnych sprawach.. wow! 

W pierwszej kolejności sprawię sobie listę rzeczy do zrobienia w najbliższym tygodniu, miesiącu, czy roku, którą będę na bieżąco uaktualniać. Sprawdzajcie mnie! :)